Słów kilka o nowym oddziale we wrzesińskim szpitalu

Rozmowa z Renatą Tyrakowską, kierownik nowo otwartego Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego we wrzesińskim szpitalu.

Przybliżmy czytelnikom, kto może trafić na ten oddział?

Trafiają do nas osoby, które zakończyły już leczenie, jednakże nadal nie są w stanie samodzielnie funkcjonować. Na tym oddziale pacjenci odzyskują siły, ale jest to też miejsce, którego zadaniem jest odciążenie opiekunów tych osób. To nie jest już intensywne leczenie, tylko raczej podtrzymanie jakości życia i sprawności. Są to najczęściej pacjenci leżący, nieświadomi, bez kontaktu z otoczeniem, którzy tak naprawdę są zdani wyłącznie na osoby trzecie.

Wrzesiński zakład jest w pewien sposób podzielony wewnętrznie na dwa, prawda?

Tak. Mamy osoby na ZOL-u dla wentylowanych mechanicznie. Są to pacjenci, którzy wymagają całodobowego wspomagania respiratorem, czyli samodzielnie nie oddychają. Te osoby jeśli do nas trafią, są zwykle do końca. Rodziny mogą oczywiście zaopiekować się nimi również w domu lub przenieść do innego ośrodka, który zajmuje się takimi przypadkami. Natomiast tak jak mówiłam wcześniej, zwykły ZOL przyjmuje osoby, które wymagają wyłącznie opieki pielęgniarsko-lekarskiej, ale samodzielnie oddychają.

Jacy pacjenci najczęściej trafiają na ZOL?

Najczęściej trafiają do nas osoby z jednostkami chorobowymi neurologicznymi – po udarach, po wylewach, często po wypadkach. Są to osoby, które wymagają przede wszystkim opieki.

Zatem przebywają tutaj nie tylko ludzie starsi?

W tej chwili mamy głównie starsze osoby, ale zdarzają się też te bardzo młode, właśnie po wypadkach, sytuacjach losowych, kiedy nie funkcjonują samodzielnie.

Czy ten oddział zapewnia tylko opiekę nad pacjentami?

To głównie opieka, ale także drobna rehabilitacja manualna. Mamy zapewnioną również pomoc psychologa, w szczególnych przypadkach psychiatry, ale też może być prowadzona terapia zajęciowa, o ile pacjent podejmie próbę i jest w stanie cokolwiek wykonać.

Czy zgłoszenie osoby wymagającej umieszczenia na takim oddziale wiąże się ze skomplikowanymi procedurami?

Wystarczy pobrać wszystkie dokumenty ze strony szpitala, które umieszczone są w zakładce Dla pacjenta, wypełnić, przynieść bezpośrednio na oddział bądź złożyć je w głównym sekretariacie szpitala.

W zakładzie jest piętnaście miejsc. Podczas oficjalnego otwarcia dziesięć z nich było już zajętych. Jak wygląda ta sytuacja teraz?

Mamy już trzy kolejne zgłoszenia i planowane przyjęcia. Inna kwestia, czy te osoby się faktycznie stawią u nas, bo czasami jednak się nie pojawiają. Ogólne zainteresowanie jest bardzo duże. Zgłoszenia mamy z różnych ośrodków – z Poznania, Konina, Gniezna, ze Środy Wielkopolskiej. Każdy szuka ośrodka, w którym chce umieścić swoją bliską osobę, jak najbliżej miejsca zamieszkania. Te ostatnie wolne u nas miejsca szybko się rozejdą.

W takim razie czy jest przewidziana lista rezerwowa osób, które miałyby być umieszczone w ZOL-u?

Tak, funkcjonuje taka lista. Musimy przyjmować zgłoszenia na bieżąco i mamy wymóg rejestrowania pacjentów na listę oczekujących. Stały podgląd do niej ma NFZ. Listy oczekujących są o tyle ważne, że mamy stałą rotację. Jeśli jakieś miejsce się zwalnia, to kolejny pacjent z rejestru ma możliwość dostania się do zakładu.

Kiedy osoby znajdujące się na ZOL-u mogą go opuścić?

Pomocna nam jest tutaj wykładnia skali Barthel. Według niej co miesiąc musimy ocenić pacjenta. Jeżeli dana osoba przekroczy 40 punktów, to pacjent może opuścić nasz zakład albo rodzina musi szukać innego ośrodka opieki. Nasi podopieczni mają bardzo niskie wyniki. Przeważnie są to 0 lub 15 punktów w skali Barthel. Wyższych nie ma. To są naprawdę osoby wymagające opieki.

Czasami ludzie posługują się mocnymi określeniami, że Zakłady Opiekuńczo-Lecznicze są najczęściej miejscem dogorywania pacjentów. Zgodzi się pani z tym?

Przyznaję, mocne słowa. Ale doceni to każdy, kto nie jest w stanie zabezpieczyć opieki swoim bliskim osobom, ponieważ musi pracować i nie może być 24 godziny na dobę z tą osobą. Tak jak kiedyś powiedziałam, to jest alternatywa, aby ci ludzie mieli godne warunki, byli zadbani.

Co możemy powiedzieć o strukturze tego oddziału?

Mamy dwunastogodzinne dyżury i podwójny system zmianowy. Na każdym dyżurze jest troje opiekunów i pielęgniarka, no i oczywiście lekarz, który przychodzi na kontrole i bada pacjentów. Właściwie ta opieka w porównaniu do innych oddziałów nie różni się niczym. Staramy się zapewnić domową atmosferę. Opiekunowie dobrze znają naszych pacjentów, zżywają się z nimi, smucą i cieszą. Szczególnie wtedy, gdy ktoś robi jakieś postępy na przykład w ćwiczeniach. Bardzo nas to satysfakcjonuje.

Rozmawiała Klaudia Kubiak

« wstecz

Newsletter