Nie marzyła o wygranej

W ostatnim numerze „Przeglądu Powiatowego” pisaliśmy o wygranej Barbary Parzęczewskiej w programie „The Voice Senior”. Rozmawialiśmy ze zwyciężczynią o jej doświadczeniach związanych z udziałem w tej produkcji telewizyjnej.

Proszę opowiedzieć kilka słów o sobie i swojej pasji?

Muzyka od zawsze wypełniała moje życie. Już jako małe dziecko wszędzie tam gdzie była muzyka, było i mnie pełno. Gdy miałam 18 lat, wzięłam udział, bardzo przypadkiem, w Festiwalu Piosenki Radzieckiej. Było to w 1972 roku. Muzyka zawsze wypełniała mnie, nasz dom również. Słuchaliśmy dobrych kawałków jazzowych czy soulowych wykonawców z Ameryki. Ameryka jest zawsze o krok do przodu.

W 2009 roku odkryłam, że potrafię malować. Maluję aktualnie obrazy akrylem na płótnie. To też był zupełny przypadek. Byłam u kosmetyczki, która pomalowała mi paznokcie w różne wzorki. Powiedziałam jej, że pięknie maluje. Okazało się, że maluje również w domu, ponieważ jest po szkole plastycznej. Do tego mieszkała w tej samej miejscowości co ja. Umówiłyśmy się dwa dni później na kawę, przyszłam do niej z wizytą, ona postawiła przed moim nosem sztalugę i dała mi płótno. Przygotowała mi tło, postawiła latarnie, filiżankę i otworzyła książkę. Malowałyśmy każda ze swojej perspektywy.  Tak to się zaczęło. Mam ten pierwszy obraz i muszę powiedzieć, że każdy, kto przyjdzie, pyta kiedy go malowałam. Odpowiadam, że to był mój pierwszy obraz i potrzebowałam na niego zaledwie dwie godziny.

Ma pani artystyczną duszę. W Internecie pod nagraniami występów jest kilkaset komentarzy osób, które doceniają pani talent muzyczny.

Muszę przyznać, że nie byłam w stanie ich wszystkich przeczytać. Zapamiętałam jeden, który brzmi mniej więcej tak: „po wysłuchaniu występu wiem, że wstanę z fotela i jestem naładowana energią i wiem, że muszę ze sobą cos zrobić”. Bardzo mnie to ucieszyło.

Jest pani z urodzenia Szczecinianką. Skąd zatem związki z Wrześnią?

Wszystkiemu winien był mój mąż. Jestem taką wrześnianką z odzysku, można powiedzieć. Mój mąż był wrześnianinem, do tego nawet dosyć znanym muzykiem. Zaczęliśmy przyjeżdżać do rodziny, do mamy i taty, i tak zostało. Września jest bardzo fajnym miastem, ludzie są tutaj bardzo ciepli i wspaniali. Wolałam przyjechać do Wrześni niż do Szczecina.

Wystąpiła pani wcześniej w niemieckiej odsłonie programu „The Voice Senior”. Znała zatem pani formułę i zasady produkcji. Czy zechciałaby pani opowiedzieć nam kilka słów o tym, jak wyglądały kwalifikacje w Polsce?

Muszę przyznać, że nawet nie myślałam o udziale w programie. Znajomi mnie namawiali i liczyli na mnie już w pierwszej edycji. Do drugiej edycji bardzo namawiał mnie także mąż. Był bardzo chory i prosił, abym zrobiła to dla niego. „Idź i wygraj!” – to były jego słowa, a mój mąż był taki, że jak sobie coś zaplanował, to jakimś cudem wszystko zawsze miało ręce i nogi. Absolutnie.

Znajoma mojej córki przypomniała mi o „The Voice Senior” pięć dni przed upływem terminu zgłaszania się. Mój mąż powiedział wtedy do mnie, abym nagrała filmik, jak śpiewam. Zawarliśmy układ między sobą, który polegał na tym, że ja pójdę do programu i będę dla niego śpiewała, a on będzie walczył. Bardzo mi zależało, aby wyszedł ze swojej choroby. Wiedziałam, że to się kiedyś skończy, ale chciałam to odsunąć w czasie, jak najdalej było można. Dla mnie wystarczyło, jak wstał z krzesła, wsparł się o balkonik i poszedł na ogródek.

Wysłałam nagrania dwóch utworów. Jednym z nich było „Dov'è l'amore” autorstwa Cher. Po dłuższym czasie dostałam zaproszenie do Warszawy, aby przedstawić się komisji, w skład której wchodzili między innymi producentka i trenerzy wokalni. Wtedy też zapytano mnie, jaki utwór chciałabym zaśpiewać podczas przesłuchań w ciemno. Rybka (mąż Barbary Parzęczewskiej – przyp. red.) podpowiedział mi, żeby był to energiczny utwór. Wspólnie wybraliśmy „Valerie” Amy Winehouse. Komisji się spodobało, jednak musiałam czekać na odpowiedź. W końcu przyszedł mail z zaproszeniem na przesłuchania w ciemno. W ten sposób znalazłam się w programie.

Czy wiedziała pani, kim będą jurorzy 2. edycji „The Voice Senior”?

Na początku nie było wiadomo. Nawet nie można było nic znaleźć w Internecie na ten temat. Krótko przed występem dowiedziałam się, że będą to Andrzej Piaseczny, Alicja Majewska, Witold Paszt i Izabela Trojanowska. 

Co było dalej?

Pojechałam do Warszawy. Był to naprawdę ogromny stres. Nie czułam wprawdzie strachu, ale adrenalinę. Stałam chwilę przy drzwiach wejściowych i słyszę, jak z boku krzyczy do mnie trener wokalny, że będzie wszystko dobrze. To było tuż przed wyjściem na scenę, poczułam, że mam pustkę w głowie i zapomniałam tekstu piosenki. Trener mnie uspokoił i powiedział: „Wyjdziesz, to dasz radę, jak tylko usłyszysz intro, to dasz radę”. 

Weszłam na scenę i czekam. Fotele odwrócone, na widowni pusto, nikogo nie ma. Myślę sobie, fajnie, nie ma publiczności. Jak dam plamę, to sama przed sobą, nikt się nie odwróci i pojadę do domu. Gdy usłyszałam ten wstęp, bas i bębny, myślę sobie – jest ok. Potem już poszło. W pewnym momencie zauważyłam, że odwróciły się trzy fotele. Śpiewałam dalej. To było niesamowite.

Jak wyglądały warsztaty z Andrzejem Piasecznym? Jak dobieraliście repertuar do kolejnych występów?

Piosenki mogliśmy wybierać sami, zresztą wybierał je mój mąż. Teksty utworów pasowały do sytuacji, w jakiej byliśmy.  Oprócz „Valerie”, bo to piosenka o przyjaciółce. Pozostałe to „Can't Take My Eyes off You”, „Black Velvet” czy „I will survive”. Andrzej Piaseczny jest bardzo serdeczny, ma taką ciepłą aurę. Miał swoje zdanie na pewne tematy, ale dawał się udobruchać. Zawsze dochodziliśmy do porozumienia, choć czasem ja chciałam tak, a on inaczej. Mieliśmy kilka spotkań, a po warsztatach zawsze miałam jeszcze czas, aby w domu poćwiczyć i przemyśleć jego rady.  

Czy pomiędzy uczestnikami programu można było odczuć rywalizację?

Nie odczułam tego. Sama nie postrzegałam innych jako rywali. Często pytaliśmy jeden drugiego, co śpiewa. Pewnie zawsze się ktoś znajdzie, kto ma ciut wyżej nos, ale były to jednostki. Podczas przesłuchań w ciemno nie mieliśmy nawet za bardzo kontaktu ze sobą. Z tymi, którzy przeszli dalej, złapaliśmy fajny kontakt, piliśmy razem kawę, rozmawialiśmy. Rywalizacji nie było. Może dlatego, że wszyscy byliśmy dorosłymi ludźmi i każdy już coś osiągnął w życiu.

Czy udział w programie dodał pani odwagi?

Zawsze miałam odwagę, jeśli chodzi o muzykę. Nie bałam się iść gdzieś i pośpiewać. Może Basia wychodząca z programu różni się od wcześniejszej Basi tym, że miała w ręku statuetkę. Jestem po prostu spełniona i taka byłam już przed programem.

Mojego udziału w programie bardzo chciał mój mąż. Nawet powiedział „chciałem cię pokazać światu”. Zrobił wszystko, abym zaśpiewała w tym programie. To nie było żadne marzenie, bo ja tak śpiewam nie tylko dzisiaj i nie tylko w programie. Tak samo śpiewałam pół roku temu, rok temu, w sumie cały czas.

Dzięki „The Voice Senior” stała się pani rozpoznawalną osobą. Odczuwa to pani?

Przed momentem spotkałam przy starostwie panią Anię, którą mama zachęciła do posłuchania, jak śpiewam.  Była wręcz wzruszona, że przez przypadek udało nam się dzisiaj spotkać i powtarzała „nasza Basieńka”. Poprosiła od razu o wspólne zdjęcie. Takich sytuacji jest coraz więcej. Każdy chce zrobić sobie ze mną zdjęcie i choć chwilę porozmawiać. Czuję tę energię od ludzi. Boję się mimo wszystko obowiązku i tego, czy sobie z tym poradzę. Mieć tytuł wygranej i trzymać w ręce statuetkę to zobowiązanie.

Jakie ma pani plany na przyszłość? Ma pani jakieś marzenie?

Na pewno zostanę przy śpiewaniu, bo mam taką potrzebę, że muszę wyjść do ludzi i śpiewać. W domu też sobie pośpiewam, ale tak naprawdę to, co śpiewam, ożywa, kiedy mam publiczność. Moim marzeniem jest nagrać płytę jazzową. Dzięki wygranej w „The Voice Senior” to marzenie może się spełnić. Mam również dwa swoje utwory, które skomponował dla mnie Przemek Kosiniak. Jeden z nich nosi tytuł „Kochaj, kochaj”. Chciałabym nagrać coś w moim stylu i ufam, że ktoś dla mnie to napisze. Na pewno we wszystkim, co będzie muzyczne, będzie ze mną mój mąż. On tego chciał, a ja czuję jego obecność.

Rozmawiał Mateusz Maserak

« wstecz

Newsletter