Granice

Jeśli robisz wszystko co możesz, by wspomagać osobisty rozwój swego potomka, przygotuj się na to, że będziesz musiał radzić sobie z niepokojącymi skutkami tego rozwoju. Jeśli twoje dzieci w ogóle siebie odnajdą, to nie zadowolą się dopóki nie odnajdą całych siebie, a to będzie obejmowało zarówno agresję i niszczycielskie elementy destrukcyjne, jak i elementy, które określamy jako miłosne. Nastąpi długa szarpanina, którą musisz przeżyć.
D. W. Winnicott, Dom jest punktem wyjścia


Czym jest owa szarpanina, o której mówi Winnicott – pediatra i psychoterapeuta. Wyjaśnienie znajduje się w jego pracach. Mowa tu o władzy rodzicielskiej i próbie podważenia jej przez dorastające dzieci, o nowych ideach i starych wartościach, o granicach stawianych przez rodziców i ataku na nie ze strony młodego pokolenia. Właśnie nad granicami i potrzebą ich stawiania chciałabym się dzisiaj zastanowić.

Młodzież, poczynając od gimnazjum po okres studencki, posiada swoją wyidealizowaną wizję świata i tego, co w tym świecie się rozgrywa. Ocenia bardzo krytycznie, nie zgadza się z dorosłymi, buntuje, domaga zmian, chce wprowadzać rewolucję. Całe to zamieszanie może prowadzić do zmęczenia i zniechęcenia rodziców, szczególnie jeśli z dużą troską i zaangażowaniem wychowywali swoje pociechy. Wówczas rodzi się pytanie: czy warto z nimi walczyć, czy może pozwolić na to, czego domagają się? Takie wątpliwości pojawiają się szczególnie, gdy idee młodych w pewnym stopniu zachwycają i pociągają również rodziców, którzy na chwilę dają się im ponieść, zapominając o swoim życiowym doświadczeniu. Aby przywrócić motywację do stawiania granic tym, którzy w wyniku zbyt długiej i zbyt wyczerpującej szarpaniny ją stracili, oraz wzmocnić u tych, u których osłabła, odwołam się do myśli psychoanalitycznej D. W. Winnicotta, który szczególnie interesował się rozwojem emocjonalnym i czynnikami środowiskowymi mającymi istotny wpływ na kształtowanie osobowości. Wyjątkową rolę przypisywał matce. Czy zatem warto stawiać granice dorastającemu dziecku?

Kiedy sama próbuję znaleźć argumenty przemawiające za tym, że granice są potrzebne, przychodzi mi na myśl wyobrażenie pustej przestrzeni otoczonej elastycznymi, niczym modelina, ścianami. Bańki o gumowych ścianach, dających się rozciągać w nieskończoność. Wizja mało realna i pewnie wiele do powiedzenia mieliby fizycy, których krytyki w tym momencie trochę się obawiam, ale nie w tym rzecz. Wyobrażam sobie, co mogłabym czuć w takim środowisku, które nie stawia mi ograniczeń, nie daje oparcia, w którym nie mogę znaleźć punktu odniesienia, a w związku z tym nie potrafię określić własnego położenia. Pierwsze, co się pojawia to przerażenie, mdłości i szaleństwo. Człowiek potrzebuje struktury, zarówno w świecie fizycznym (przedmioty), jak i psychicznym (normy, zasady, wartości). Przychodzi mi na myśl bezkresny ocean albo pustynia. Jeśli człowiek zbyt długo nie znajduje w otoczeniu pożądanych elementów, sam zaczyna je w swoim umyśle wytwarzać. Powstają wówczas iluzje i omamy. Przykładem jest zjawisko fatamorgany.

Wróćmy teraz do naszego nastolatka. Jaki związek mają przytoczone wizje z nim i stawianiem granic? Wyobraźmy sobie, że w takiej próżni psychicznej, emocjonalnej, duchowej czy obyczajowej-normatywnej znajdzie się np. gimnazjalista, który w związku z doświadczanymi zmianami, sam w sobie bywa zagubiony. Nie ma pewności kim jest, skąd pochodzi, dokąd zmierza i czym jest jego otoczenie. Nie wiem, jak Ciebie czytelniku, ale mnie to osobiste doświadczenie przytoczonej iluzji, przekonuje o konieczności stawiania granic młodemu pokoleniu. I chociaż sama, doświadczając nierzadko ciężaru stania na ich straży, mam ochotę porzucić wartę, trwam w tej szarpaninie, żywiąc nadzieję, że ma ona głęboki sens. Ukojenie przynoszą słowa napisane przez tych, którzy wiele przeżyli i doświadczyli więcej niż ja. Jednym z nich jest mój ulubiony Winnicott, na którego już się wcześniej powoływałam. Jego wizja rozwoju, w tym również dojrzewania zachwyca mnie, przekonuje, motywuje i dodaje otuchy. Postaram się przy jej pomocy przekonać również Was, utrudzeni, zmęczeni, znużeni, wykończeni, zrezygnowani, rozdrażnieni, ale również radośni, dumni, kochający, rozentuzjazmowani, szczęśliwi, zadumani i zatroskani rodzice nastolatków. Ale o tym już w następnym numerze.

Karolina Żak

« wstecz

Newsletter