W cieniu hołubionego przez dygnitarzy z poprzedniej epoki Bieganowa przycupnęła niewielka wioska Zieliniec. Położona pośród pól, z dala od głównych szlaków, na pozór niczym się nie wyróżnia spośród tysięcy innych polskich wsi: zaniedbany pałac po wygnanych właścicielach, zniszczony park - takie obrazki można znaleźć wszędzie. Ale pozory mylą...

 
 
Wrota do historii
 
W bezpośrednim sąsiedztwie wspomnianego pałacu, budowli bez stylu i charakteru, w którym obecnie znajduje się Centrum Pomocy Bliźniemu Monar-Markot, wzrok przyciąga niewielki drewniany kościółek pw. św. Mikołaja z XV w. z wolno stojącą dzwonnicą.
  • kościół
W jego chłodnym, zacisznym wnętrzu natrafiłem na płytę nagrobną Tomasza Zielińskiego, człowieka niezwykłego, którego świątobliwy żywot doczekał się swej kroniki. Zapewne jej autor, Hieronim Powodowski, postać w kościele polskim XVI wieku znacząca, jako pierwszy zaczął starać się u papieża o wyniesienie Tomasza na ołtarze, co jednak nigdy nie miało nastąpić. Widząc zatem ową tablicę, nie miałem wątpliwości, że Zieliniec do miejscowości zwyczajnych nie należy.
Pierwsze wzmianki pochodzą już z 1288 roku, kiedy to Dzierżykraj Westkowic z Kopaszyc sporządził dokument przekazujący we władanie synom Jackowi i Jaksławowi wsie Bieganowo, Gałęzewo i Zielony Dąb. Ta ostatnia to nasz dzisiejszy Zieliniec.
Obecny Kościół został ufundowany w wieku XV (historia parafii sięga stulecia XIII) już przez Zielińskich herbu Jelita, którzy właśnie stąd piszą swój ród i przez wiele pokoleń władali wsią. Od wieku XVII przeszła ona w ręce Pigłowskich, dalej Tomickich, Mieszkowskich, Mikroroskich, a wreszcie Pilaskich.
Przez stulecia wierni modlili się przed szafowym ołtarzem Koronacji Matki Boskiej z ostatnich lat XIV stulecia. To dzieło wysoce wartościowe, zdradzające rzemieślniczy kunszt Pomorza lub Śląska, co świadczy o zamożności ówczesnych właścicieli Zielińca, czy też jak go podówczas nazywano Zieleńca. Obecnie jest on przechowywany w zbiorach muzealnych Katedry Gnieźnieńskiej. Z czasów gotyckiej świetności pozostała jeszcze kamienna chrzcielnica, kilka rzeźb w bocznym ołtarzu i figura pierwotnie wyobrażająca świętego biskupa (być może patrona kościoła, św. Mikołaja), przerobiona później na rzeźbę Chrystusa Zmartwychwstałego.
W latach 1975-1979 kościół odrestaurowano, zamykając przy tym dostęp do dwu krypt. W jednej z nich pochowano Tomasza Zielińskiego, przeznaczenie drugiej ginie w pomroce dziejów. Pewne jest jedynie, że w czasie ostatniej wojny przechowywano w niej kościelne paramenta. Według miejscowej legendą leżą tam pochowani budowniczowie i fundator kościoła. Inne podanie mówi, że było tam wejście do lochów rzekomo ciągnących się pod całym Zielińcem. Podobne legendy krążą o wzgórku znajdującym się opodal pałacu. Wg jednych we wnętrzu stoi zakopany czołg, inni utrzymują, że pod wieńczącym górkę kamieniem ukryte są skrzynie ze skarbami.
 
Święty mąż
 
Wiek XVI to Złote Stulecie Rzeczypospolitej. Dobrze musiało się wówczas dziać i w Zielińcu. Parafialna szkoła, fundacje dla kościoła, zainteresowanie dostojników kościelnych zdają się to potwierdzać. Ale okres ten to także czasy reformacji, gdy szlachta odwracała się od katolicyzmu, od średniowiecznego doktrynerstwa. Kościół potrzebował wówczas nowych bohaterów. Nie męczenników za wiarę, świętych biskupów i zakonników, ale zwyczajnych ludzi, którzy swoim życiem zaświadczą o słuszności rzymskiego papieża. Jednym z takich ludzi był Tomasz Zieliński, mąż słynący ze swej pokory, dobroci i świątobliwości. Odnosi się wrażenie, że jego życie to historia świętego, może dlatego, że poznajemy je z przekazu stylizowanego na hagiografię. Oto szlachcic ze starego rodu żyje postem, jadło nagotowane rozdając potrzebującym, nadstawia drugi policzek, gdy go w szynku biją i biegnie do kościoła Bogu dziękować, że raczył na jego dobra spuścić pożar. Do tego na lat trzynaście do śmierci rozkoszami łoża małżeńskiego wzgardził, a umarł mając lat ledwie 36. Przy tym nie jest to ciemny szlachciura, jakim chcieli widzieć katolików wyznawcy nowej schizmy, ale człowiek wykształcony, bywały w świecie i na dworze. Nie dziwota zatem, że ów ascetyczny mąż stał się legendą już za życia, a i cuda post mortem przy jego grobie pono się zdarzały. Niestety, relacje cudownie uzdrowionych nie przekonały Watykanu i nie ma Zieliniec swojego świętego. Za to jakiś rodzaju kultu musiał się utrzymywać długo, bowiem krypta z trumną przez wieki świeciła czystością, umajana kwiatami na ważniejsze święta. A gdy w czasie wojny żołdacy niemieccy lub rosyjscy zbeszcześcili zwłoki, wierni parafianie pozbierali szczątki i z czcią złożyli w nowej trumnie, zapieczętowanej potem przez Prymasa Wyszyńskiego. Do 1951 roku wisiał też w kościele obraz wotywny malowany na płótnie, wyobrażający sceny rodzajowe sługi bożego Tomasza. Obraz może i wielkiej wartości artystycznej nie posiada, ale wiele mówi nam o tym, jak postrzegano postać dawnego właściciela wsi. Oto wyobrażone sceny jakby żywcem wyjęte z żywotów świętych: nocna adoracja, odwiedziny chorego, ratowanie żebraka.
 
Pałace i ogrody
 
Dzisiejszy Zieliniec wydał mi się nieco senny. Może sprawił to upał, a może koniec lata, kiedy cała przyroda się wycisza, przygotowując do zimowego odpoczynku. Spacerując po pałacowym parku zastanawiałem się, czy powróci on kiedyś do dawnej świetności. Przed laty słynął ze swej urody i rzadkich roślin. Po rozpadzie PGR-u w Bieganowie cały ten teren leżał odłogiem, a natura i ludzie zrobili swoje. Teraz mieszkańcy pałacu, mimo że sami potrzebują pomocy, robią co mogą, żeby budynek znów wieś zdobił, a nie szpecił, co daje nadzieję, że i park zyska nowe oblicze.
 
Piotr Michalak

« wstecz

Newsletter