W Grzybowie być może urodził się Mieszko I, nic zatem dziwnego, że pierwsza podróż mojego syna, Pierwszego Mieszka, to właśnie wyprawa do Grzybowa. Piszę wyprawa, bo dla kogoś, kto nie umiał jeszcze chodzić, 7 kilometrów to podróż przez duże P. I choć pewnie syn z owego kwietniowego popołudnia nic nie pamięta, dla jego ojca stała się to ulubiona podwrzesińska wieś, do której wraca regularnie, o różnych porach roku i z różnych okazji. Najczęściej późnym latem, gdy kopie kruszą słowiańscy wojowie, choć pięknie jest tu także wiosną i jesienią. A teraz po raz pierwszy wybrałem się do Grzybowa zimą.

Newsletter