Tworzę od serca

O relacjach z Wrześnią, muzycznych ścieżkach i szczęściu rozmawiamy z Natalią Kukulską

Nie jest tajemnicą, że jest pani związana z Wrześnią – stąd pochodził pani ojciec, zapewne bywała tutaj pani jako dziecko. Jaka jest Września w pani wspomnieniach?
Rzeczywiście, mój tata urodził się we Wrześni, dlatego moje dzieciństwo też było z nią związane, bo bardzo często jeździłam do moich dziadków Kukulskich, którzy mieli dom przy ulicy Olsztyńskiej. Pamiętam to bardzo dobrze, wiążę z tym czasem wspaniałe wspomnienia – zawsze był to czas wakacji, kiedy drzewa i krzewy były pełne owoców. Dziadkowie mieli piękny ogród, pamiętam, że czułam się tam wyśmienicie. Zresztą właśnie stąd pochodzi piosenka o moim psie Puszku, oparta na  prawdziwym wydarzeniu – mój dziadek Kaziu dał mi właśnie takiego psa, który po prostu poszedł na spacer i już nie wrócił. Ale wspominam to miejsce sielankowo, do dziś pamiętam ten dom również w środku, stare fotografie, obrazy, zapach, wspaniałą kuchnię mojej babci i miłość, którą zawsze wyczuwałam od moich dziadków.

Przed kilkunastu laty we Wrześni odbywała się impreza poświęcona twórczości Pani mamy – Festiwal Piosenki im. Anny Jantar. Proszę opowiedzieć o muzycznym wpływie Anny Jantar na panią.
Żałuję bardzo, że nie była możliwa kontynuacja kolejnych edycji Festiwalu Piosenki im. Anny Jantar we Wrześni, bo sama inicjatywa była bardzo fajna. Może kiedyś będzie jeszcze szansa na powrót do tematu, może byłby to festiwal imienia mojego taty?
W ogóle chyba duży wpływ na to, co robię, miało to, z jakiego domu pochodzę. Było w nim bardzo dużo muzyki, od dziecka się w niej wychowywałam. Stała się dla mnie naturalnym środowiskiem, w którym chcę przebywać, bo ją pokochałam i stała się również moją pasją. To, co tworzył mój tata czy co śpiewała moja mama, na pewno miało jakiś wpływ na mnie, chociaż od jakiegoś czasu już podążam swoją drogą muzyczną. Oczywiście staram się upamiętniać to, co robili rodzice, żeby pielęgnować ich spuściznę, nie mniej jednak trudno, żebym żyła cały czas przeszłością i ich życiem. Wracam do tego na przykład organizując koncerty poświęcone ich pamięci. Takie koncerty pod tytułem „Życia mała garść” odbędą się w Polsce w tym roku, a pretekstem jest chociażby 75. rocznica urodzin mojego Taty, która przypada na maj. Piosenki są w pięknych aranżacjach Adama Sztaby. Zaprosiłam do tego projektu wspaniałych artystów.
W twórczości mojej mamy jest dużo piosenek, które cenię, które wydają mi się niezwykle ponadczasowe i bardzo piękne, a nie zawsze były tymi największymi przebojami. Staram się być obiektywna. Jestem dumna z tego, co rodzice po sobie zostawili i przede wszystkim cieszę się, że pomimo tego, że ich nie ma, to cały czas żyje pamięć, a ja mam zachowaną ich cząstkę właśnie w postaci piosenek.

Przez lata tworzone przez panią piosenki były bardzo różnorodne – słychać było w nich wpływy wielu gatunków – od soulu po elektronikę. Skąd ta różnorodność?
Moje upodobania muzyczne z biegiem czasu na pewno ulegały zmianie, ale myślę, że ktoś, kto zna moje płyty, wie, że była to droga i ewolucja. To nie było tak, że nagle robiłam jakieś zupełnie skrajne rzeczy, porzucałam coś, co robiłam wcześniej i szłam w zupełnie inny gatunek. Bardziej zależało mi na tym, żeby zawsze było to otwarcie nowych drzwi. W związku z tym zapraszałam do współpracy różnych muzyków, którzy mnie inspirowali i to nadawało nowy sznyt kolejnej płycie. Od jakiegoś czasu moje płyty są już mniej mainstreamowe i popowe, jestem bardziej wolna artystycznie i nie sugeruję się tym, żeby piosenka była komercyjna, grana w radiu i miała jakiś konkretny format, tylko po prostu tworzę od serca, staram się robić rzeczy ciekawe, które mnie rozwijają, dawać z siebie jak najwięcej i nie spoczywać na laurach. Oczywiście ma to taki skutek, że moja publiczność się również zmienia, niektórzy odchodzą, bo wolą to, co było w latach 90. na przykład, a niektórzy mówią, że dopiero teraz mnie słuchają, bo wcześniej to nie było dla nich. Dla mnie niezwykle ważne jest to, żeby być wolnym i szczerym w tym, co się robi. Już od kilku płyt teksty piosenek są mojego autorstwa, a kompozycje współautorstwa. Myślę, że to jest dla mnie właściwa droga, oczywiście niełatwa, ale dająca wiele satysfakcji.

Dzięki kolędom pozostajemy w świątecznych nastrojach. Czym dla pani jest Boże Narodzenie?
Postanowiłam wrócić do kolęd w tym roku, po przerwie, ponieważ w zeszłym w ogóle z nimi nie występowałam. Kilka lat temu nagrałam kolędy w niezwykle ciekawych wersjach, w opracowaniu Grzegorza Jabłońskiego. W tym roku razem z moim zespołem postanowiłam wziąć to na tapetę i podczas świąt wrócić do tych wersji. Bardzo lubię kolędy. Każdego roku śledzę różne nowości płytowe i uważam, że każdy artysta na własny sposób jest w stanie dać kolędom taką swoją pieczątkę i pokazać, jak on to czuje. Cieszę się, że wersje są czasami bardzo różnorodne, wiadomo, że nie zawsze się wszystko wszystkim podoba, ale dzięki temu mamy wybór i możemy mieć ukochanego artystę podczas świąt w tym repertuarze. 
Święta to oczywiście też okazja do śpiewania i powrotu do utworów, które znam od dziecka. Pamiętam, jak jeszcze we Wrześni dziadkowie uczyli mnie „Lulajże Jezuniu”, co starałam się jak najlepiej zaśpiewać w kościele we Wrześni. Teraz kolędują ze mną fantastyczni muzycy i nasze koncerty są bardzo różnorodne, bo przecież mamy i nastrojowe kolędy, i bardzo dynamiczne. 
Chciałabym, żeby Boże Narodzenie zawsze było dla mnie powodem do tego, żeby być lepszym, pogodzić się, powiedzieć sobie to, co ważne i żeby na chwilę się zatrzymać. Niestety często jest tak, że przed tym zatrzymaniem jest totalna gonitwa, więc czasami jest to hamowanie z piskiem opon. To jest akurat niefajne, że komercyjne oblicze tych świąt ma na nas wpływ. Staram się temu nie ulegać, co jest dosyć trudne, ale Święta Bożego Narodzenia niosą wiele nadziei i poczucia, że możemy coś w sobie odrodzić, coś zacząć. Na pewno można zacząć być lepszym.

 
Na swoim koncie ma pani użyczenie głosu Mamusi Muminka w bardzo świątecznym filmie Magiczna zima Muminków. Fani Disneya pamiętają też piosenki z Herkulesa i Magicznego miecza. Jak wygląda praca przy filmowych projektach?
Zawsze zaśpiewanie piosenki do filmu jest wspaniałą szansą i przeżyciem, zwłaszcza jeśli są to dobre filmy. Oprócz filmów fabularnych rzeczywiście mam na swoim koncie nagrania do filmów dziecięcych. Jeszcze do tutaj wymienionych, dodałabym Rodzinę Treflików i Elenę z Avaloru. Przyznam szczerze, że największą radość i satysfakcję mam, kiedy słuchają lub oglądają to moje dzieci. Te starsze już są za duże, bo mam 18-latka i 13-latkę, ale teraz moja dwuletnia Laura ogląda Rodzinę Treflików i tak słodko mówi: „Mamusia śpiewa!”. To jest taki fajny moment, idę na przykład do kuchni, włączam jej na chwilę bajkę, a nadal ma tam głos mamy. Praca przy takich projektach jest bardzo ciekawa. Akurat przy Magicznej zimie Muminków użyczałam również głosu postaci. Przyznam, że to było duże wyzwanie, bardzo pouczające, ale również wdzięczne, także cieszę się, że miałam taką szansę.

W swoim najnowszym singlu Rekonstrukcja nawiązuje pani do obsesji poprawiania urody. Skąd według pani bierze się współczesny kult młodości?
Trochę buntuję się przeciwko takiemu kultowi młodości za wszelką cenę, zwłaszcza, że prowadzi to do pewnych absurdów, ponieważ kobiety, chcąc poprawić sobie wygląd, wyglądają w pewnym momencie dość karykaturalnie. Młode dziewczyny, które nie mają jeszcze prawa mieć zmarszczek, też poprawiają wygląd. Narażają się przez to na wiele niebezpieczeństw, bo operacja, ingerencja we własne ciało zawsze jest czymś poważnym. Oczywiście każdy ma prawo do zmian. Zresztą uważam, że akurat chirurgia plastyczna jest niezwykle potrzebną i ważną dziedziną medycyny, bo są tacy, którzy naprawdę muszą z niej korzystać. Nie mam też nic przeciwko temu, żeby korzystać z medycyny estetycznej z umiarem dla poprawienia sobie nastroju, jeśli ktoś tego potrzebuje. Niemniej jednak ta piosenka jest po prostu refleksją nad tym, czy zmiana naszego zewnętrza nie dzieje się przez to, że wewnątrz jest brak akceptacji, zagubienie się i samotność. W zasadzie o tym jest Rekonstrukcja, że tak naprawdę powinniśmy dopieścić naszego ducha. To piosenka z płyty Halo tu Ziemia, na której dużo jest tematów dotykających spraw transcendentnych, gdzie odwołuję się do duchowości czy też śpiewam o relacjach na płaszczyźnie niebo – ziemia.

Czuje się pani szczęśliwa?
Szczęście to taki stan, który w zasadzie powinien być podsumowaniem codzienności, przewagi dobrych chwil i umiejętności ich dostrzeżenia i doceniania. Bardzo doceniam to, co mam – szczęśliwą rodzinę, zdrowe dzieci. To mi daje największe szczęście. Wielkim szczęściem jest dla mnie też to, że mogę robić w życiu to, co kocham, a moja pasja jest moim zawodem. Mam szansę się wyżywać kreatywnie, mogę sobie pozwolić na to, żeby spełniać moje wizje, a to wielkie szczęście. Oczywiście pracuję nad sobą i zawsze mam poczucie niedosytu. Nie wiem, czy jest to jeszcze poszukiwanie szczęścia, a może prawdy, i tego, żeby być coraz lepszym człowiekiem. W tej kwestii na pewno mam jeszcze wiele do zrobienia. Staram się dbać o szczęście. Dla mnie niezwykle ważne jest też szczęście moich bliskich i jeżeli oni są szczęśliwi, to ja jestem spokojna i myślę, że poniekąd szczęśliwa.

Jaka jest Natalia Kukulska?
Muzycznie można poznać mnie poprzez to, co tworzę, choć w zasadzie filozoficznie również, ponieważ moje teksty są zawsze niezwykle osobiste. W ten sposób się otwieram i staram opowiadać o swoich bolączkach czy sprawach, które nie dają mi spokoju albo nawet mnie śmieszą, albo o których chcę się wypowiedzieć. Wydaje mi się, że można mnie poznać poprzez to, co robię, a najlepiej przyjść na koncert, bo wtedy już jest pełen obraz. Nieraz w mediach próbuje się włożyć artystę w jakieś nieprawdziwe ramy. Czasem jak czytam o sobie w gazetach, to jakbym czytała historię kogoś innego. Cieszę się, że spotkamy się we Wrześni, bo dawno tutaj nie byłam.

Rozmawiała Klara Skrzypczyk