Trudna praca dająca satysfakcję

Z początkiem listopada dyrektorem Ośrodka Wspomagania Dziecka i Rodziny w Kołaczkowie został Andrzej Szablikowski. W placówce pracuje od 12 lat. Jak postrzega jej działalność na nowym stanowisku?

Jak wygląda praca dyrektora takiej placówki?

Z całą pewnością nie można jej porównać na przykład do pracy dyrektora szkoły podstawowej czy gimnazjum, którym byłem przez 19 lat. Tutaj niestety nie można przewidzieć, co będzie się robiło w danym dniu, ponieważ często zdarzają się zaskakujące i nieprzewidziane sytuacje. Widzę to również na przykładzie ostatnich dni. W OWDiR-ze przebywało siedmioro dzieci w wieku od dwóch do ośmiu lat. Nagle pojawiły się dla nich rodziny zastępcze, które starają się poznać naszych podopiecznych, zaadoptować, do tego dochodzi wiele spraw prawnych. Młodzież także jest inna niż w zwykłej szkole. Tam oczywiście uczniowie przychodzą na kilka godzin i wracają do domów. Tutaj oprócz nauki mamy jeszcze problemy codzienne, czasami ich trudne zachowanie. Obecnie w OWDiR-ze przebywa 29 wychowanków, a w tak dużej grupie relacje są różne. Podsumowując, czy praca dyrektora ośrodka jest trudna? Raczej powiedziałbym, że wymagająca. Między innymi dlatego, że nie można zaplanować dnia od A do Z i tylko się tego trzymać.

Po dniu w pracy i po powrocie do domu, ma pan myśli w głowie odnośnie tego, co się działo, co przyniosą kolejne dni?

Cały czas się gdzieś o tych wszystkich zdarzeniach myśli. Wychowankowie mają mój numer telefonu, więc wiele spraw próbują załatwiać na przykład przeze mnie. Mogę się starać od tego odizolować, ale jest to trudne. Mam jeszcze trochę energii, żeby dalej działać, więc to robię.
To trudna praca, ale dająca satysfakcję. 

Był pan zaskoczony faktem, że w konkursie na dyrektora ośrodka nie miał pan żadnego konkurenta?

Tak, zdecydowanie. Myślałem, że będzie jakaś rywalizacja. Okazało się, że jestem jedyny. Być może innych przerażały niełatwe zadania? Ja już mam doświadczenie, ponieważ 12 lat pracowałem tutaj jako wychowawca. Znam to środowisko, dzieci i pracowników. Z jednej strony było mi z tego względu łatwiej, jednak osoba z zewnątrz nie miałaby bagażu w postaci sentymentu. Jestem związany z wychowankami i pracownikami i przeszedłem z funkcji kolegi do zwierzchnika. Ta nić jest bardzo cienka i czasami trudno to wszystko pogodzić.

Mówiliśmy, że trudno jest zaplanować, co w danym dniu powinno się dziać, ale zapewne ma pan jakieś plany, pomysły na to, aby OWDiR działał jeśli nie tak samo dobrze, to może i lepiej?

Moim marzeniem jest, żeby ten ośrodek był niepotrzebny. Gdybyśmy tylko mogli powiedzieć za pięć lat, że to była dobra placówka, ale już nie musi funkcjonować, ponieważ nie trafia do niej żadne dziecko. To jest na tyle duży ośrodek, że nie zastąpi w pełni ciepła rodzinnego, rodzicielskiej miłości. To jest po prostu niemożliwe, mimo starań opiekunów, którzy też ciągle się zmieniają, chociażby przez pełnione dyżury. Każdy ma inne podejście, charakter i inaczej widzi różne sytuacje. Dlatego bardzo chciałbym, aby udało się umieścić te dzieci w biologicznych rodzinach, co jest bardzo trudne, albo żeby zainteresowały się nimi inne rodziny i je adoptowały. Często powtarzam, że trafić do ośrodka jest łatwo, ale wyjść z niego już trudno. Restrykcyjne są także decyzje sądowe, których musimy się trzymać.

Z jednej strony zapewne się wszyscy cieszą, gdy podopieczni znajdują nowych opiekunów, bądź wracają do biologicznych. Ale to pewnie także pewien smutek i sentyment, bo przecież związali się państwo z nimi.

Tak, szczególnie wychowawcom jest trudno, bo spędzają z nimi najwięcej czasu, ale takie jest życie. W dużej mierze znajdują się u nas młodsze dzieci, które mają jeszcze szansę na powrót do normalnego życia, pełnego rodzicielskiej miłości i ciepła. Znacznie rzadziej pary decydują się zaadoptować nastolatków. Chociaż tak naprawdę na to nie ma reguły. Zawsze jest to trudne rozstanie, ale przyznaję, że szczęśliwe.

Wsparcie chyba okazują państwo dzieciom nie tylko poprzez pomoc, ale też rozmowę, możliwość zwierzenia się?

Tak, ale różnie z tym bywa. Nasza młodzież ma trochę wrażenie, że to przez nas są w tym ośrodku. My tylko wykonujemy polecenia sądu. Podopieczni rozmawiają z nami, ale mają barierę przed większym uzewnętrznianiem się.

Zmieniają się przepisy i miejsca takie jak OWDiR mają być mniej liczebne. Ma pan jakiś pomysł, jakie może być rozwiązanie dla tego ośrodka, skoro przebywa w nim aż 29 dzieci?

Dzisiaj jeszcze nie mam pomysłu, jak można to prawnie rozwiązać, ponieważ ustawodawca pisze, iż w jednym ośrodku powinno przebywać tylko 14 dzieci. Jest to dość rygorystyczne podejście. Zapewne będzie to dobre rozwiązanie, ponieważ wiadomo, że można wtedy bardziej się skupić na mniejszej grupie. Tak jak wspominałem na początku, w ośrodku jest czasami bardzo dynamicznie. Być może do tego czasu już nie będzie tylu podopiecznych, ilu mamy teraz i problem rozwiąże się sam. To niełatwa decyzja, jaką będzie musiała podjąć rada powiatu, jako nasz organ prowadzący. Na pewno nie wyobrażam sobie, żebyśmy przyjmowali 14 osób, a piętnastą wystawili za drzwi.

Podejrzewam, że nie ma wielu chętnych do pracy w takim ośrodku?

Owszem, to trudna praca, co do której są duże wymagania. Trzeba być po studiach na specjalnym kierunku, dyspozycyjnym czasowo, ponieważ tutaj nie ma wolnego w święta czy weekendy. Płaca nie jest wysoka, co akurat mogłoby być motywacją. Chyba, że są ludzie z dobrym sercem, a na to, szczególnie przed świętami, nie możemy narzekać. Jest wiele firm czy osób prywatnych, które dostrzegają, że trzeba się dzielić i pomagać. Bardzo mnie to cieszy i jestem za to wdzięczny.

 

Rozmawiała Klaudia Kubiak 

 

« wstecz

Newsletter