Od Wrześni po Los Angeles

Zapytaliśmy Halinę Mlynkovą o kolędowanie, dziecięce gwiazdy i nową płytę.

Kolędowanie w kościołach w okresie świątecznym to dla pewnie pani chleb powszedni.

Tak. Kocham te koncerty, ponieważ za każdym razem odwiedzam przepiękne świątynie. Wrzesińska fara jest kolejnym takim miejscem. Niesamowite wrażenie zrobiły na mnie witraże i wspaniały sufit. Do tego dochodzi historia kościoła. To wszystko ma znaczenie podczas koncertu. Dla artysty to ważne, żeby grać w pięknych miejscach, a mi się to w życiu udaje. Czas kolędowania jest bardzo krótki i dla mnie zawsze wzruszający. Także dzisiaj miałam kilka momentów mocnych wzruszeń.

Ten świąteczny czas to tylko przerywnik od trasy koncertowej promującej płytę „Film(l)ove”, która jest swoistym wyznaniem miłości do kina. Na płytę trafiło dziesięć utworów, które znamy z dużego i małego ekranu. Od tych starszych nawet z lat 30. XX wieku aż do tych współczesnych jak np. Roberta Gawlińskiego Jak narodził się pomysł na jej nagranie?

Współczesne piosenki to przede wszystkim pomysł Marcina Kindla, naszego producenta i menedżera. A skąd pomysł na taką płytę? My cały czas rozmawiamy o muzyce, to jest nasze życie. Za każdym razem, kiedy słuchałam tych utworów w oryginale, to mawiałam: „jakie piękne skrzypce”, „jaki doskonały fortepian”. Usłyszałam więc: „Nagrajmy taką płytę”. To jest trochę jak z książkami. Kiedy je odłożymy, to trudno do nich wrócić. Stąd pomysł na powrót do starych piosenek, ale w nowej aranżacji. To są tak piękne utwory, że warto przywracać im życie. Myślę, że moje wersje nie są unowocześnione na siłę…

A wręcz przeciwnie!

Dokładnie. Starałam się podejść do muzyki z szacunkiem, w klasyczny sposób, stąd kwartet smyczkowy i pianino. Myślę, że przyniosło to fajny efekt. Takie mam wrażenie po koncertach.

Powiedziała pani w jednym z wywiadów, że artystą trzeba się urodzić. W dzisiejszych czasach „artystów”, szczególnie tych młodszych, raczej się „produkuje”. Mam na myśli programy telewizyjne, w których wyszykuje się talenty.

Na te programy dla dzieci patrzę z przerażeniem. Sama mam dzieci i uważam, że one powinny mieć dzieciństwo. Z drugiej strony mamy wspaniałe talenty, które pragną tej sławy już w bardzo młodym wieku. Takie mamy czasy – dzieciom pokazano, że mogą być gwiazdami bardzo wcześnie. To rzeczywistość, do której trzeba się przystosować, a nie ją krytykować, i tak do tego podchodzę. Wiele zależy od mądrości rodziców, którzy powinni pokierować karierą dzieci. Najlepiej, żeby rodzice chronili dziecko, a management robił swoją robotę, bo czasami te role się zamieniają. Ale jak wspomniałam, trzeba uczciwe przyznać, że jeśli chodzi o na przykład dziecięcą Eurowizję, to mamy prawdziwe gwiazdy. Dziewczyny dysponują doskonałymi głosami i dają radę. Trzymam za nie kciuki, żeby ich kariery nie przepadły, tylko żeby się pięknie rozwinęły. Ale cały czas trzeba pamiętać, że to nadal są dzieci i trzeba je chronić, a nie krytykować.

Wiem, że pracuje pani nad nową płytą. Kiedy możemy się jej spodziewać?

Myślę, że wkrótce. Na razie nadal gramy trasę koncertową „Film(l)ove”. Ale mam pewien niedosyt i myślę słuchacze też. Ze względu na to, że szybko pojawiliśmy się na trasie koncertowej. Pierwszy koncert był w dniu wydania płyty. Zazwyczaj trasy zaczyna się kilka miesięcy po wydaniu, żeby ludzie ją dobrze poznali. Myśmy trochę zaryzykowali. A co do nowego wydawnictwa, to kilka utworów już powstało. Niebawem lecimy do Los Angeles nagrywać kolejne utwory.

Rozmawiał Tomasz Małecki

  • Portet Haliny Mlynkovej

 

« wstecz

Newsletter